Niezauważana przez normalnych obywateli boczna uliczka, zapadająca się na pozór kamienica z czerwonej cegły. Wnętrze wyglądające na co najmniej grożące niebezpieczeństwem, spróchniałe schody skrzypiąc grożą pęknięciem z każdym krokiem. Tymczasem jednak, nikomu jeszcze nic się nie stało więc remont musi poczekać. Dla samego Węża to raczej zaleta niż wada, ot, dodatkowe zaproszenie przed nieproszonymi gośćmi.
Po otwarciu obłażących z farby drewnianych drzwi ukazuje się mieszkanie, równocześnie zadbane, jak i sprawiające wrażenie opuszczonego. Boczny pokój, zajęty jedynie przez spartańskie łóżko do spółki z kilkoma deskami, które spełniają zapewne funkcję nocnego stolika, doskonale zresztą komponujące się z zabytkową już drewnianą podłogą.Niedomyte okno oświetla sypialnie niewielką porcją bladego zimowego światła.
Kuchnia to właściwie tylko niewielki piecyk,w teorii służący do gotowania, indiańskie sposoby przyrządzania posiłków pozostają jednak dla typowego londyńskiego mieszczucha tajemnicą. Ponadto kwadratowy, pozostający w względnie dobrym stanie stół i jedno, już mniej porządne krzesło. Czy to coś pod nogami to jeszcze podłoga czy już sufit sąsiada, ciężko stwierdzić. Ściany gładkie, bez jakichkolwiek ozdób, nic nie zapowiada też pojawienia się jakichkolwiek w najbliższej przyszłości. Gładkie, szare, puste, nudne, chciało by się rzec. Okno kuchenne, większe zdecydowanie od pokojowego, wychodzące na wschód, i jakby czystsze. Właśnie dzięki niemu całe pomieszczenie sprawia więc wrażenie jaśniejszego. Stalowe wiadra z wodą, kolejny charakterystyczny, chciało by się rzec, element zapadłej kamienicy, czekają spokojnie w kącie, aż będą potrzebne. No i zapach papryczek, unoszący się w całym mieszkaniu, zapewne z powodu kilkunastu sztuk leżących na stole, pewności jednak nie ma.