Victorian London RPG
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Victorian London RPG
 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Fenomenalna, acz wątpliwa, kariera jednego małego słówka na "f"

Go down 
AutorWiadomość
Donatien
Admin
Donatien


Profesja : Arystokrata
Wiek postaci : Nieznany (ciało: 21 lat)

Fenomenalna, acz wątpliwa, kariera jednego małego słówka na "f" Empty
PisanieTemat: Fenomenalna, acz wątpliwa, kariera jednego małego słówka na "f"   Fenomenalna, acz wątpliwa, kariera jednego małego słówka na "f" I_icon_minitimeWto 23 Lut 2010, 21:21

"W Anglii, małe słówko na "f" do niedawna wcale nie było znowu takie popularne. Przez wiele dekad (do ostatniej wojny) prawie zupełnie zanikło, a i po wojnie było raczej rzadko używane. A jeśli już, to tylko przez t.zw. "doły społeczne". Ale sądząc po angielskich filmach, teraz ten długi letarg nadrabia z nawiązką, podniosło swą brzydką główkę wraz ze zniesieniem cenzury filmowej.

To dzięki filmowi, owo malutkie słówko zrobiło taką fenomenalną, acz niepotrzebną, karierę życiową. Nawet w krajach gdzie język angielski nie zdołał jeszcze kompletnie wyprzeć rodzimego (a propos – Polska jest na najlepszej drodze ku temu), każdy miglanc popielaty to jedno angielskie słówko zna przewybornie. Telewizji zaś zawdzięczamy, że, nieproszone, wpakowało się "pod strzechy", pod dach każdego domu i mieszkania, w którym stoi telewizor. A gdzie go nie ma? Dzieci, nieustannie bombardowane z ekranu wszelkimi odmianami tego słowa (brzydkie słowa rzekomo stymulują wyobraźnię (?!), zatraciły poczucie przyzwoitości. I rzeczywistości. Brak widocznej reakcji ze strony niektórych rodziców utwierdza je w przekonaniu, że nic zdrożnego się nie dzieje.

Ażeby było śmieszniej, małe słówko na "f" powstało nie po to ażeby obrażać ludzi, lecz wprost przeciwnie. Powstało ze źle pojętej i zakłamanej skromności, która dominowała erą wiktoriańską, tylko 140 lat temu. Wszystkiemu winna była miłościwie panująca "praworządna Wikcia". Otóż za czasów panowania królowej Wiktorii, (która swoje olbrzymie imperium trzymała za mordę wprawdzie drobną piąstką ale za to z siłą tytana), zapanowała era potwornej pruderii. Fałszywej świętobliwości. Na przykład, na życzenie królowej, we wszystkich salonach, na nogi fortepianów zaczęto zakładać fikuśne wdzianka, czasem nawet z falbankami, ”ażeby gołe nogi nie powodowały u panów grzesznych myśli”. (Jak Boga kocham, przysięgam, że jest to fakt historyczny!) Ze ścian zdejmowano "w obrzydzeniu" obrazy gołych nimf i amorków, nawet jeśli wyszły z pod pędzla Tycjana czy Rubensa, i relegowano je do piwnicy gdzie gniły latami. Lepiej by im już było na strychu, ale w Anglii strychów nie ma.

Czystki te miały miejsce w salonach, "na pokojach" wytwornych domów. Ale co działo się na zewnątrz? W "gabinetach" eleganckich restauracji? W buduarach lwic salonowych? W domach schadzek? W garsonierach żonatych adonisów? Na siedzeniu "hansom cabs"? (Były to małe dorożki, których woźnica siedział jakby na dachu, tak aby nie mógł widzieć ani słyszeć co się dzieje w środku. Do dnia dzisiejszego w angielskich, specjalnie skonstruowanych taksówkach, pasażera od szoferki odgradza gruba szyba a kierowcy nie wolno używać wewnętrznego lusterka. Z tego samego powodu.)

Na zewnątrz wszystko było też niby takie czyste, takie przyzwoite, takie święte. Ale tylko na pokaz. Bowiem obłuda, bigoteria i hipokryzja, niczym trzy mityczne Gorgony, rozkładały kraj od środka. Na przykład, Wielka Brytania, proporcjonalnie do ówczesnej liczby mieszkańców, już nigdy potem w swej historii nie miała tak olbrzymiej ilości nieślubnych dzieci, jak w erze wiktoriańskiej. Nawet w czasie i po drugiej wojnie światowej, kiedy to kraj "okupowali" bogaci Yankesi i kochliwi Polacy, nie pozostał taki spadek.

Wiktoria była dobrą, troskliwą królową. Dbała o swoich poddanych. Trzymała palec na pulsie; wszystko chciała wiedzieć z pierwszej ręki. Dlatego na czwartkowych audiencjach z premierem, bardzo uważnie słuchała, po czym żywo komentowała referowane ogólnokrajowe relacje z ubiegłego tygodnia. Wyrażała obawy. Zgłaszała dezyderaty. Pilnie poszukiwała porad, wpierw od Disraeli’ego a później od Gladstone’a.

Szkopuł w tym, że w owych czasach najwyższe stanowiska rządowe piastowali byli wojskowi (ot, bakszysz drobny taki, dla wysłużonych "zupaków"). Ich sprawozdania pisane były jędrnym, soczystym językiem wojskowym i poruszały sprawy codzienne, nie koniecznie zawsze niewinne w swej treści. Samo życie! Obaj premierzy, najtęższe głowy tamtych czasów, wiedzieli z doświadczenia, że cnotliwej Wiktorii, królowej Wielkiej Brytanii i cesarzowej Indii, nie można wykładać kawy na ławę, ot tak! - na wszystkie tematy jak leci. Albowiem "świętobliwa" Wikcia dostawała szczególnego szału kiedy na światło dzienne wywlekano sprawy "bzidkie", niecenzuralne. I choć głowy już nie leciały, leciały wszelako lukratywne stanowiska. A z tych, "old boys" nie mieli najmniejszego zamiaru rezygnować!

Na pomysł używania akronimów w obecności monarchini, wpadł niezwykle zdolny i pomysłowy Disraeli. Ilekroć nie wiedział w jaki sposób eufemistycznie zrelacjonować niewygodną statystykę z resortu policyjno-prawnego, ten genialny polityk, dyplomata, autor i niezaprzeczalny erudyta, używał akronimów. Po jego śmierci, czytamy w jego pamiętnikach, że ażeby nie pogubić się w tych impromptu wygłaszanych neologizmach, aby wspomóc własną pamięć, formował słowa składające się z pierwszych liter słów danego zdania. Królowa, która przypuszczalnie raczej by umarła, zanim by się przyznała, że czegoś nie rozumie - nigdy tych językowych dziwolągów nie kwestionowała. I w ten oto prosty sposób, ze sławnego, zielonego salonu w pałacu Buckingham, fiut! – wyfrunął mały akronim. Poleciał w świat i szybuje do dnia dzisiejszego.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Czyli do powstania maleńkiego słówka na "f". Przy powszechnym rozluźnieniu obyczajów, ubogi plebs, nie mający dostępu, tak jak sfery wyższe, do intymnych miejsc nadających się do "uprawiania miłości", zmuszony był korzystać z krzaków miejscowych parków. Aliści, po tych samych parkach przechadzały się także nobliwe i cnotliwe (czyżby?) rodziny ze swymi dziatkami. I wszyscy dostawali albo ataku serca albo oczopląsu (w zależności kto patrzył) na widok rytmicznie podrygujących 4-ch zelówek, wystających z pod co drugiego krzaczka. Dzieciom zakrywano oczy, mamom aplikowano sole trzeźwiące. Nie jeden pater familias, sam mający wiele za uszami, wzywał policję i święcie oburzony, oskarżał jakiegoś bidołachę o wyuzdane ekscesy w miejscu publicznym. A otrzeźwiona solami mater familias, dziwnie szybko zapominała o tym jak to wczoraj (grubo zawoalowana, oczywiście) zasuwała dorożką, ową "hansom cab", do garsoniery kochanka na pełną figli-migli i rozkoszy, rozbieraną randkę.

Sumienna, praworządna i supermoralna (pożal się Boże!), wiktoriańska policja, ochoczo i dla dobra sprawy, w imieniu jaśnie panującej królowej i korony, ruszała pełna wigoru do wściekłego boju z tym "potwornie szkodliwym", elementem, tym wrogiem wszelkiej angielskiej przyzwoitości. Przez dwa miesiące, (czerwiec-lipiec, były naonczas w Anglii najsuchsze) trwała szeroko zakrojona akcja wyciągania ludzi z krzaków (czy aby tylko za kołnierz?) w rezultacie której, setki ludzi stawały przed groźnym obliczem sędziego.

A, że Wielka Brytania nie miała (i nie ma do dnia dzisiejszego) kodeksu prawnego, tym samym nie istniał odpowiedni paragraf, pod który można by było podciągnąć ten "straszny" czyn parkowych ”amorusów-zbereźników”. To też, ażeby nie obrażać delikatnych uszu kobiet obecnych na sali sądowej i gwoli publicznej higienie językowej, miłośników krzakowej miłości poczęto oskarżać o "f.u.c.k." (Wymawiane literowo jednym tchem: efjusikey.) Co przeszło do historii jako akronim angielskiego: For Unauthorized Carnal Knowledge. Po polsku znaczy to po prostu: za niedozwolone zgłębienie wiedzy cielesnej. Z czasem kropki zniknęły i zostało tylko małe słówko na „f”. W tym miejscu powinniśmy być dumni i bladzi na twarzy, że nasz język jest jednak o tyle bogatszy i soczystszy od języka angielskiego! Na ową angielską "wiedzę cielesną" ja sama znam przynajmniej osiem odpowiedników w języku polskim. Prawie wszystkie zaczynają się na "p". Z "wiedzą" nie mają nic wspólnego.

Ale akronim "przysechł". Jeszcze dzisiaj można oglądać w starych annałach sądowych lokalnych "szczekanek" (magistrate's court) akty oskarżenia skierowane przeciwko całej armii panów Smith, Jones, Brown czy Johnson oraz ich bogdanek. Gdyby nie to, że w Wielkiej Brytanii nie istnieją także dowody osobiste i wszystkie nazwiska były zmyślone (o czym sąd zresztą doskonale wiedział), tylko dzięki temu wiele karier nie legło w gruzach i niejeden potencjalny szantażysta nie zbił majątku na swym niecnym procederze.

Rzekomo Gladstone referując monarchini ilość ostatnio ujętych i sądzonych osobników w akcji "f.u.c.k.", turlał się wewnętrznie ze śmiechu, kiedy zachwycona Wikcia łaskawym tonem chwaliła policję za jej czujność, wysiłek i poświęcenie w wykonywaniu niebezpiecznego obowiązku(?!!) Ale heca!"
Powrót do góry Go down
https://victorianlondon.forumpolish.com
 
Fenomenalna, acz wątpliwa, kariera jednego małego słówka na "f"
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Zakład pogrzebowy "Ostatnia Pielgrzymka"
» Connor "Hound" O'Bryne
» "Malcom i syn - usługi fotograficzne"
» "Ye Olde Cheshire Cheese Inn"
» Specyficzne "lekarstwa"

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Victorian London RPG :: Inne :: Ciekawostki-
Skocz do: