Z czarnego, pochmurnego nieba krople deszczu zaczęły spadać na ziemie z niewiarygodną wręcz szybkością i gęstością, przez co i ubranie Nicolasa wyglądało jakby wyszedł prosto z jeziora, tudzież urządził sobie w nim kąpiel nie racząc się w ogóle przebrać. Mężczyzna zdał sobie z tego sprawę dopiero gdy jego rozważania przerwało głośnie kichnięcie dobiegające za niego. Choć trafniejszym określeniem byłoby "biegnące", gdyż w momencie w którym młodzieniec spojrzał w tył, wpadł na niego inny przechodzień, który biegł na drugą stronę mostu. Najwyraźniej uciekając przed deszczem, patrzył on jedynie pod swoje nogi a nie na wprost, czego skutkiem była nie zamierzona kolizja. Był to starszy mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz z białą koloratką, która rzucała się w oczy, widniejąc między rozpiętymi guzikami ubrania. Ksiądz przewrócił się na bruk, a Nicolas zatoczył się i w ostatniej chwili, chwycił prawą ręką pobliską latarnie, przez co uniknął upadku. Oceniając szybko wydarzenie postanowił skorzystać z nadarzającej się sytuacji i oskubać staruszka w ramach zadość uczynienia za szkody moralne, jakie doznał w wyniku tego zderzenia. Dlatego też pomógł księdzu wstać, a przy okazji sięgnął do jego kieszeni, mając nadzieję, że jakieś datki z tacy się znajdą. Szybkim ruchem wyjął małą sakiewkę i schował ją do kieszeni, przymykając jedno oko tak by staruszek nie zauważył amonali bijącej z jego spojrzenia.
- Niech Pan do cholery uważa jak lezie, bo o mało co do rzeki nie wpadłem - powiedział szczerze oburzonym tonem. - miałbyś mnie człowieku na sumieniu, po pływać nie umiem - zakończył prawieże krzycząc.-
- najmocniej przepraszam - odpowiedział zakłopotany ksiądz, gdyż sama myśl o tym, że mógłby kogoś niechcący utopić wywołała u niego dreszcze - rozumie Pan, to przez ten deszcz... nic nie widziałem... na prawdę, Bóg mi świadkiem -
- jasne... Boga niech Pa... ksiądz do tego nie miesza... - powiedział z zakłopotaniem Nicolas udając, że niby dopiero teraz spojrzał na koloratkę. Deszcz był mu na rękę z tego względu, że starszy mężczyzna nie patrzył na twarz Nicolasa, tylko na jego tors, przy okazji otrzepując ubranie.
- Jeszcze raz przepraszam - mruknął staruszek i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Nicolas odczekał chwile, po czym rozejrzał się po ulicy. Zauważył książkę, którą musiał upuścić ksiądz, podczas upadku. Podniósł ją i schował do kieszeni. Miał zamiar ją później zbadać. Teraz będąc bardziej zainteresowanym zawartością sakiewki, wyjął ją z kieszeni i otworzył, ale jęknął zawodnie, gdyż w środku był różaniec. Z powrotem włożył go do płaszcza i szybkim krokiem przeszedł na drugą stronę mostu. Zmienił swój pierwotny zamiar pójścia do parku, na odwiedzenie jakieś tawerny, knajpy czy innego miejsca, gdzie mógłby się wysuszyć i napić.
[z/t]