Niewielu wie, że tradycje świąteczne, jak choćby ubieranie choinki czy Święty Mikołaj i jego osiem z imienia nazwanych reniferów, ugruntowały swoją pozycję właśnie w XIX stuleciu. Pierwszy ze zwyczajów wprawdzie pochodzi z Niemiec, ale w Europie i Ameryce rozpropagowany został przez księcia Alberta i królową Wiktorię, którzy w 1841 roku instalują drzewko w Zamku Windsorskim. Pierwsza choinka z elektrycznymi lampkami ozdobnymi, dzięki rewolucyjnemu wynalazkowi Edisona, pojawia się już w latach 80tych XIX wieku.
Współczesny wizerunek Świętego Mikołaja objawił się światu już w 1862 roku, za sprawą rysownika amerykańskiego czasopisma Harper’s Weekly, Thomasa Nasta. Okładka stworzona przez Nasta przedstawiała Świętego wizytującego amerykańskie oddziały wojskowe i rozdającego żołnierzom prezenty. Grafika stała się tak popularna, że autor został zobligowany do rysowania świątecznych okładek z Mikołajem przez kilka kolejnych dekad. Z kolei opowieść o Mikołaju latającym ponad czubkami drzew w saniach z zaprzężonymi doń reniferami, pojawia się oficjalnie w wydanej w 1821 roku książeczce dla dzieci Santeclaus, autorstwa Williama Gilley. Kolejne, słynne przedstawienie świętego pojawia się w 1823, kiedy to Clement Clark Moore anonimowo publikuje w jednym z czasopism wiersz The Night Before Christmas (lub też A Visit ftom St. Nicholas). To w tym wierszu każdy z reniferów Mikołaja po raz pierwszy wymieniony jest z imienia.
Najsłynniejsza historia świąteczna z XIX wieku pochodzi jednak z 1897 roku, kiedy to ośmioletnia dziewczynka napisała do New York Timesa list z pytaniem, czy Święty Mikołaj naprawdę istnieje. Odpowiedź, która pojawiła się na łamach gazety, to ponoć jeden z najczęściej cytowanych fragmentów prasowych w historii wydawnictwa. I my pozwolimy sobie go zacytować:
„Yes, VIRGINIA, there is a Santa Claus. He exists as certainly as love and generosity and devotion exist, and you know that they abound and give to your life its highest beauty and joy. Alas! how dreary would be the world if there were no Santa Claus. It would be as dreary as if there were no VIRGINIAS.”