Imię i nazwisko: Veronica Moore
Rasa: Człowiek
Profesja: Służka
Wiek: 18
Lateralizacja: praworęczna.
Statystyki:
Fizyczne
Siła: *
Zręczność: *
Szybkość: **
Wytrzymałość: ***
Społeczne
Charyzma: **
Wygląd: ****
Umysłowe
Inteligencja: ***
Siła woli: *****
Spostrzegawczość:**
Umiejętności: Tresura/oswajanie zwierząt
Wady:
Niewidoma
Dwie lewe ręce
Słaba głowa
Biedak
Zalety:
Wyostrzony zmysł: słuch, węch, dotyk, smak – następstwa bycia niewidomą.
Wzbudzanie zaufania
Jasnowidztwo
Ekwipunek:
Nie posiada zbyt wiele, dwa komplety ubrań, zwykłych brązowych sukienek, niczym się nie wyróżniających, jednak zawsze czyste i wyprasowane. Na szyi nosi krzyżyk (imitacje srebra). Ma jeden biały fartuszek o który bardzo dba iż powierzył go jej pracodawca. Posiada również czarna szmatkę którą ma przewiązaną na nadgarstku, jednak często upina nią gęste włosy.
Wygląd:
Edit:
Veronica jest niewysoką blondynką, mierzy około 62,60 in, jest filigranowa, chudziutka jako że czasem nie ma co jeść, waży 101,41 funtów. Ma delikatne rysy twarzy co powoduje że ludzie dają jej mniej lat i mylą z dzieckiem, ma duże niebieskie oczy okolone gęstymi długimi rzęsami. Ma delikatną cerę, jak porcelanowa lalka, prawie zawsze jej policzki pokrywa delikatny rumieniec. Przez to często była brana za niewinną dziewczynę z dobrego domu, oczywiście gdyby nikt nie patrzył na jej ubranie, które niewątpliwie świadczy o jej statusie społecznym. Na środku jej twarzy, bo gdzieżby indziej, osadzony ma mały, zgrany i lekko zadarty nosek. Jej wargi mają ładny równy kształt przypominający na myśl serduszko, zwykle wykrzywia je w ładnym uśmiechu ukazując drobne białe żeby.
Jest ucieleśnieniem delikatności i zwiewności. Jej piękne wielkie oczy przyciągały uwagę wszystkich mężczyzn, jak i zazdrosnych kobiet.
Jej bujne lekko falowane, platynowoblond włosy opadają aż do pasa złotą kaskadą. Jest zawsze czysta mimo swojego ubogiego stanu majątkowego.
Spracowane dłonie Veronici są szorstkie i suche, można wyczuć na nich pęcherze i jakieś zgrubienia od ciężkiej pracy.
Charakter:
Veronica jest bardzo skromną cichą osobą, która nigdy nie wtrąca się w nie swoje sprawy, a przynajmniej stara się to robić. Jest nieśmiała i wrażliwa na cierpienie innych, ma dobre serce. Jednak czasem nie potrafi utrzymać języka za zębami i plecie co jej ślina na język przyniesie, np. gdy ktoś bardzo ją rozzłości, co zdarza się niezwykle rzadko. Blondynka jest schludna w tym co robi choć nie zawsze jej to wychodzi, ma dwie lewe ręce do wszystkiego mimo że bardzo się stara zawsze musi coś zepsuć, potłuc, pobrudzić. Nastolatka jest bardzo ufna w stosunku do obcych ludzi, ogólnie to ufa wszystkim bo nigdy nie zaznała żadnej krzywdy ani bólu. Najbardziej polega na swoim doskonałym słuchu. Ma dobre serce, nawet gdyby miała oddać swoje jedzenie komuś biedniejszemu od niej na pewno by to zrobiła. Uśmiech zawsze gości na jej twarzy, mimo przeciwności losu prze dalej na przód uparcie dąży do wyznaczonych sobie celów „ dziś nie upadnę”, „dziś nie wpadnę na pana Smitha z poczty”, „uda mi się posprzątać pokój Państwa nie psując niczego”
Uwielbia muzykę, uspakaja ją po ciężkim dniu pracy, a także zwierzęta, głaskanie stworzenia i rozmowa z nim to jedyna rozrywka na jaką może sobie pozwolić, poza ukradkowym słuchaniem muzyki płynącej z wiecznie pełnej Sali balowej jej Państwa.
Upodobała sobie psa myśliwskiego Panicza, przystojnego syna jej pracodawców. Może był taką namiastką jego bliskości… Kto wie czego ta młoda główka tak naprawdę pragnie. Nie mówi zbyt wiele
Historia:
Urodziła się wiosną, o poranku gdy zapiał kogut, co w wierzeniach niektórych religii było złym znakiem, oznaczającym nadejście czegoś przerażającego i niebywale groźnego. Jednak nikt z rodziny nie skojarzył ze sobą tych dwóch faktów, narodzin i piania koguta. Z resztą nawet nie miało to związku z Veronicą.
Urodziła się w Anglii, w niewielkiej wiosce niedaleko Southampton.
Krzyk dziecka rozdarł poranne świeże powietrze, wobec tak radosnego wydarzenia pod dom rodziny dziewczynki zbiegła się cała wioska, by świętować. W obowiązku ojca nowonarodzonego dziecka było obdarowanie sąsiadów najlepszym jadłem i piciem jakie tylko miał. Nigdy nie byli bogaci, lecz cieszyli się tym co mięli.
Od początku dziewczynka była bardzo urokliwa, jednak nikt nie dostrzegał jej małej wady, od urodzenia nie widziała niczego prócz wszechogarniającej jej ciemności. Wszystko wyszło na jaw dopiero gdy osiągnęła wiek 5 miesięcy. Nikt z tego powodu się od rodziny nie odsunął, cóż wiejskie społeczności były bardziej ze sobą związane, bardziej życzliwe i pomocne. Veronica rozwijała się zaskakująco dobrze, choć w domu nigdy się nie przelewało, nie jedli wykwintnych dań, żyli skromnie ale byli szczęśliwi. Ojciec dziewczyny był bardzo przedsiębiorczy, miał głowę pełną pomysłów i dużo chęci by je realizować, ostatecznie nigdy nic z tego nie wychodziło. Gdy Vera miała 5 lat (przez które była oczkiem w głowie mamy i taty, dbali o nią jak o jajko, nigdzie jej samej nie puszczali, zwyczajnie bali się o to jak sobie poradzi będąc w takim stanie) Thomas, bo tak miał na imię jej ojciec wziął pożyczkę w banku, na jakże szlachetny cel rozbudowy swojej farmy. Traf chciał, że kupił chore zwierzęta, które padły bardzo szybko, a w związku z tym mężczyzna nie był w stanie spłacać rat. Majątek został zlicytowany a oni musieli opuścić wioskę. Tak właśnie trafili do Londynu, na włości pana Reynoldsa, bogatego arystokraty u którego przyjaciółka mamy niegdyś pracowała, a teraz była jego żoną.
Thomas ze wstydu popełnił samobójstwo, skacząc z Tower Bridge do Tamizy, nie mógł znieść poniżenia i bólu jaki sprawił dwóm ukochanym kobietom swojego życia.
Matka dziewczynki starała się jakoś to przetrwać, strąciła dom, co wcale nie było dla niej takie ważne, wolała by mieć męża przy sobie, całą szczęśliwą choć ubogą rodzinę. Zmarła ze zgryzoty i tęsknoty za mężem, zostawiając biedną Veronicę samą, odkąd gdy miała siedem lat musiała radzić sobie sama.
Jako że na świecie nie ma nic za darmo (chyba że za darmo można dostać w pysk) musiała pracować u gospodarza u którego zamieszkała z nieżyjąca już rodziną. Nie umiała ani pisać ani czytać, co było zrozumiałe w jej stanie. Miała doskonały słuch i wyłapywała idealnie każdą nutę muzyki, każdy dźwięk i umiała to powtórzyć. Jej nos odbierał zapachy intensywniej niż zmysł powonienia zdrowego człowieka.
Od małego miała rękę do zwierząt, każdy, nawet najbardziej groźny pies ulegał jej ciepłemu miłemu głosowi u uśmiechowi, który na co dzień jej towarzyszył.
Po śmierci rodziców nie załamała się, choć wylała sporo łez.
Pierwsza wizja jaką miała była dla niej szokiem, nie były to wizje wzrokowe, objawiały się jedynie pod czas snu, i nie były pełne. Słyszała strzępki rozmów, ale to tylko na początku, potem z ciekawości starała się usłyszeć więcej, i jej to wychodziło, była bardzo upartą osobą, jak sobie coś postanowiła to tak właśnie się działo. Jej „wizje” nigdy nie dotyczyły jej osoby, a właściwie wiązały się z osobami których zupełnie nie znała.
W gruncie rzeczy prócz straty rodziny jej życie stało się czystą rutyną, rano po pieczywo do sklepu, na targ po warzywa i owoce, do rzeźnika po mięso. Cóż, często się potykała o różne dziwne rzeczy, tyle że po jej twarzy nie było widać że jest niewidoma, przez co ludzie nie raz jej wymyślali gdy na nich wpadała, albo wyśmiewali się z niej gdy upadała potykając się o krawężnik.
Całe życie nie miała prawie żadnych rozrywek, ciężko pracowała na to by mieć co jeść, nie narzekała na swój los bo wiedziała że kiedyś się odmieni. Może właśnie to ten czas… Może znajdzie to czego pragnie.